Memento dla Janusza Palikota
18.01.2014 drukujOd nowego roku ruszyła giełda nazwisk, na początek – tych znanych i najbardziej pożądanych z marketingowego punktu widzenia kandydatów w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego. Oczywiście nie ma w tym nic dziwnego – kampania, przynajmniej ta przedwstępna powoli, ale konsekwentnie zaczyna nabierać tempa. Nie dziwi również fakt, że mniejsze partie, często walcząc o przeżycie (jak wynika z sondaży) sięgają po nazwiska z pierwszych stron gazet. W końcu niestety dożyliśmy czasów, w których w polityce mniej liczą się kompetencje, idee, program i dobry pomysł na funkcjonowanie na scenie politycznej, a bardziej liczy się znana twarz i nazwisko. Wedle zasady: „nie ważne jak mówią, byleby nazwiska nie przekręcili”. I tak oto pierwsze propozycje „jedynek” przedstawiły Twój Ruch i SLD. „Twarzami” lewicy mają zostać m.in. celebrytka – Weronika Marczuk oraz legendarny astronauta – Mirosław Hermaszewski. Na jedynkach TR natomiast mają się znaleźć weterani politycznych transferów: wcześniej związani m.in. z PO Kazimierz Kutz i Paweł Piskorski – o którym kilka lat temu media rozpisywały się w kontekście tzw. afery mostowej oraz Robert Kwiatkowski – związany z PZPR, później z SLD, były prezes Telewizji Polskiej kojarzony ze słynną aferą Rywina.
Zatem – dla każdego coś miłego.
Dziś media relacjonowały przebieg Krajowej Rady Politycznej Twojego Ruchu, podczas której Janusz Palikot miał wezwać członków swojego ugrupowania do przeciwstawienia się „frontowi nienawiści”. Zdaniem lidera Ruchu: „Ten front obejmuje ludzi Kościoła katolickiego i ich ataku na ideologię gender, poprzez prawicowych publicystów stygmatyzujących „nowych Żydów” w dzisiejszej Polsce, czyli tzw. dzieci resortowe” (tu Palikot nawiązał zapewne do głośnej książki autorstwa Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza o tym samym tytule). Do owego „frontu” zaliczył również wymiar sprawiedliwości, który jego zdaniem nieskutecznie ściga odpowiedzialnych za język nienawiści w wypowiedziach publicznych (sic!).
Wydawało mi się, że Janusz Palikot nie jest w stanie już niczym mnie zaskoczyć – pomyliłam się. Poziom hipokryzji jest zdumiewiający. Pomijam fakt, że to kameleon, który jeszcze kilka lat temu, kiedy było mu „po drodze” z prawicową częścią elektoratu Platformy Obywatelskiej był m.in. głównym udziałowcem spółki – wydawcy tygodnika „Ozon” promującego konserwatywne a wręcz katolickie wartości. Tygodnika, który promowane dziś prze Janusza Palikota „zjawiska społeczne”, takie jak gender, aborcja i homoseksualizm oceniał przez pryzmat katolickiej nauki społecznej. Ale cóż, to zapewne „wypadek przy pracy”, business is business.
Tak czy owak dziś zdumiewa przede wszystkim fakt, że Janusz Palikot nie rozumie, albo udaje, że nie rozumie, wciskając kit swoim wyborcom - czym jest prawdziwa wolność i kto jest rzeczywistym twórcą przemysłu nienawiści. Chyba zapomniał, że stygmatyzowane w Polsce dzisiaj nie są mniejszości seksualne, feministki czy propagatorzy gender, którymi bez przerwy epatują media, i o których właśnie dziś już nie można mówić głośno na wspomnianych przez Palikota ulicach (tu dzisiejszy cytat lidera Ruchu: „Żebyśmy się nie znaleźli w Polsce, w której nie można spokojnie rozmawiać na ulicach, bo zawsze przyjdą kibole i wystraszą normalnych ludzi”) inaczej niż tylko w kategoriach powszechnie lansowanej „poprawności politycznej”. Świat Janusza Palikota to świat w którym stygmatyzuje się właśnie katolików, walczy z Kościołem, próbując ściągać krzyże, które są emanacją religijnych i kulturowych korzeni nie tylko Polski, ale Europy i które nikomu do tej pory nie przeszkadzały, nawet SLD, aż pojawił się Janusz Palikot….ateista – neofita.
Czy my żyjemy jeszcze w wolnym kraju, w którym w imię demokratycznych zasad WSZYSCY mają prawo do swobodnego wyrażania swoich poglądów? Prawica i katolicy też? Czy to jeszcze Polska, czy już świat z powieści Orwella?
A wracając do bieżącej polityki, nasuwa się pytanie: A może wymiar sprawiedliwości nieskutecznie ściga za propagowanie nienawiści w życiu publicznym – Janusza Palikota i byłych politycznych kolegów z partii rządzącej? Za publiczne wyzwiska wobec wówczas urzędującego (wybranego w demokratycznych wyborach!) prezydenta, za publiczne wyzwiska wobec nieżyjącego prezydenta, za publiczne wyzwiska wobec szefa największej partii opozycyjnej i jego środowiska politycznego, a co za tym idzie - znacznej części wyborców, wreszcie za publiczny język nienawiści, którego skutkiem stało się m.in. morderstwo na tle politycznym w Łodzi i szereg innych przejawów „WOLNOŚCI SŁOWA I PRZEKONAŃ” w wydaniu ekipy o której mowa wyżej. Bo wolności w rozumieniu tych ludzi wystarcza tylko na tyle, by okazać oburzenie, kiedy prawda o „resortowych dzieciach”, nietykalnych beneficjentach poprzedniego systemu, depozytariuszach „wolnej” III RP wypełza z archiwów IPN-u. Przecież raz zdobytej strefy wpływów nie oddamy!
Rozumiem, że świadomość bycia w ideologicznej, a co za tym idzie - politycznej mniejszości może być frustrująca. Homoseksualistów i feministek jest w naszym kraju ciągle za mało, żeby zagwarantować Januszowi Palikotowi władzę. Jednak zły target Pan sobie obrał. Jak wiadomo Polacy nie lubią, jak się ich do czegoś zmusza, także do „wolności od Kościoła”.
Nie ma zatem sensu ani stygmatyzować, ani tym bardziej indoktrynować największej jak do tej pory – katolickiej części wyborców, bo ten elektorat jest i tak poza pańskim zasięgiem, a publiczne „pociąganie z małpki” i palenie trawki nie wystarczy, żeby w blisko 40- milionowym kraju osiągnąć wyborcze zwycięstwo. Jeszcze długo, długo nie.