Babciu do dzieła!
6.12.2013 drukujWiele dzisiaj słyszymy na temat niekorzystnych tendencji demograficznych w Polsce. Prasa
i media jednogłośnie grzmią: społeczeństwo polskie się starzeje, Polki wolą rodzić na Wyspach itd. Antidotum na tę bolączkę miała stanowić Ustawa żłobkowa. I rzeczywiście po ponad półtorarocznym okresie obowiązywania ustawy na koniec 2012 r. działało 1 150 żłobków, oddziałów żłobkowych, klubów dziecięcych i tym podobnych placówek, tj. o 225 więcej (24,3%) niż w roku 2011 (dane GUS). Jest to jednak wciąż zbyt mało w stosunku do potrzeb. W omawianej kwestii sytuacja w Polsce jest nadal katastrofalna i w żaden sposób nie dorasta do standardów europejskich.
Co mają więc zrobić rodzice, mieszkający w mniejszych miejscowościach, w których żłobków jak nie było tak nie ma? Jak to co? Przecież mają prawo do urlopu wychowawczego. Pamiętajmy jednak
o tym, że urlop wychowawczy w Polsce jest bezpłatny. No chyba, że ktoś „załapie się” na dodatek do zasiłku rodzinnego z tytułu opieki nad dzieckiem w okresie korzystania z urlopu wychowawczego.
A załapać się wcale nie tak łatwo, nie można bowiem przekroczyć kryterium dochodowego uprawniającego rodzinę do pobierania zasiłku rodzinnego. A kryterium to wynosi: 539 zł miesięcznie na osobę. Wystarczy więc, że w trzyosobowej rodzinie jedna osoba zarabia 1700 zł (cóż za szalona kwota), a wsparcia w postaci zasiłku rodzinnego i upragnionego dodatku nie otrzymamy.
I mamy wtedy do czynienia z sytuacją kuriozalną: za taką kwotę ciężko jest żyć na godnym poziomie trzyosobowej rodzinie, ale kwota ta jest jednocześnie zbyt wysoka aby zapewnić tejże rodzinie pomoc ze strony Państwa. Jeśli jednak wspomnianego kryterium dochodowego nie przekroczymy, możemy się czuć prawdziwymi szczęściarzami: miejscowy OPS przyzna nam zasiłek rodzinny w kwocie 77 zł, jak również wymarzony dodatek w obłędnej kwocie 400 zł. Pragnę jeszcze zaznaczyć, że kwota rzeczonego dodatku nie zmieniła się od niemal 10 lat. Jak w maju 2004 r. wynosiła 400 zł, tak do tej pory niezmiennie tkwi na tym samym poziomie.
i ledwo wiąże koniec z końcem, albo wraca do pracy, lwią część swojego wynagrodzenia przeznaczając na opiekunkę do dziecka. Ach, zapomniałabym. Przecież jest jeszcze jedno rozwiązanie, wręcz genialne w swej prostocie. Należy do pomocy zaangażować babcię. Po co ma ona wzorem europejskich emerytek zwiedzać świat i pławić się w luksusie, lepiej niech się wnukami zajmie.